Dzisiaj polecam ciekawy tekst autorstwa Łukasza Gromady, który przypomina postać człowieka wielu nam znanego, Pana Bolesława Nowobilskiego. Uczył w naszej szkole muzyki, a były to lata 90-te. Był pasjonatem, oddanym całym sobą swojej pasji. Uczył w szkole, uczył w domach, można napisać, że zapoczątkował w Harklowej muzykanckie "odrodzenie". Potem jego dzieło kontynuował ś.p. Pan Stanisław Gąsienica.
-PAN NOWOBILSKI
Przodkowie pochodzili z podhalańskiego rodu Nowobilskich. Dzieciństwo spędził w Palczy oraz w przysiółku Gorzenia Dolnego "Na Dzwonku" w Beskidzie Małym, gdzie ojciec pełnił funkcje kierownika szkoły. W ich rodzinnym domu niejednokrotnie gościł młody Karol Wojtyła. Dwóch braci z późniejszym papieżem zdawało maturę. Jednego zamordowano w Auschwitz, drugi ginie pod Tobrukiem. Kolejny, zasłużony oficer, wraca po trzech latach z sowieckich łagrów, pozostali działają w partyzantce lub wspomagają konspirację. Zawierucha wojenna nie oszczędziła też ich ojca. Do zgrupowań partyzanckich przystępuje także Bolesław, ucieka z przymusowych robót w Niemczech, niedługo potem aresztują go w Zakopanem. Po wojnie zostaje magistrem polonistyki. Jednak kult służby wojskowej tkwi w nim do końca życia.
W rodzinnym domu zainteresował się skrzypcami. Podstaw gry nauczył się od swojego ojca. Resztę opanował samodzielnie. Lata powojenne rzucają go m.in. w Bieszczady, na Śląsk, ostatecznie osiedla się na Spiszu. Zostaje na krótko dyrektorem w nowotarskim liceum, następnie w szkole w Nowej Białej. W późniejszych latach kilka szkół zatrudnia go jako nauczyciela muzyki. Jego pasją stopniowo zaczyna być lutnictwo. Pierwsze skrzypce wykonał w wieku 50 lat. Przez kolejne ćwierć wieku stworzył ich dziesiątki. Po podhalańskich i spiskich wioskach uczy dzieci grać. Na próbach dyscyplina i dryl, w przerwach żarty i ciekawe opowieści, uczniowie otrzymują stopnie wojskowe, niektórym przysługują specjalne formy meldowania. Jako kilkulatek zostałem asystentem, parę miesięcy później awansowałem na adiutanta, by następnie otrzymać przywilej witania się z mistrzem poprzez trzykrotne uderzenie go w ramię. Za słabszy dzień ucznia czy pomyłki podczas ćwiczeń obwiniany był zawsze "widlarz". Figurkę małego diabełka ustawiało się w zasięgu ręki, by pan w razie czego mógł na niego nakrzyczeć albo złoić go po łbie. Skrzypce traktował z nadzwyczajnym pietyzmem. Szczególnie dało się to zauważyć, gdy zamykał je do futerału. Później u nikogo czegoś takiego już nie widziałem. Próby nigdy nie przepadały, nawet w dni świąteczne.
Bolesław Nowobilski to postać oryginalna i niekonwencjonalna. Nie był typowym muzykantem, których spotyka się w górach, mimo że znał i uczył przeróżnych melodii ludowych. Nie był też kształconym muzykiem, choć na klasyce i teorii muzyki znał się bardzo dobrze. Szczególną uwagę zwracał na czystość dźwięku, technikę gry i podejście do obowiązków. Dał świetne podstawy do rozwoju dla części góralskich muzykantów. Pod koniec życia zaczął komponować. Miałem szczęście otrzymać z dedykacją jeden jego utwór. Talent muzyczny odziedziczył po nim syn Wiesław, zdolności lutnicze natomiast to domena drugiego syna - Mieczysława. Pan Nowobilski zmarł w wieku 77 lat. W tym roku minęła setna rocznica jego urodzin.
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy
Dodaj komentarz
UWAGA! Dodawanie komentarzy tylko dla zarejestrowanych użytkowników. ZALOGUJ SIĘ | ZAREJESTRUJ SIĘ